Wędrować lubiłem już od dzieciństwa, piesze wyprawy sprawiały mi zawsze sporo radości. Dwutygodniowy wypad z grupą przyjaciół w Bieszczady. Z namiotami i przygniatającymi do ziemi plecakami. Prowadził nas ks. Tomek Siuda, którego pieszczotliwie nazywaliśmy wtedy „Księciunciem” i który okazał się wspaniałym przewodnikiem, zarówno górskim jak i duchowym. Były też i inne, krótsze wędrówki i piesze pielgrzymki. Piękne czasy. A później, cóż… Szkoły, praca, małżeństwo, dziecko. I wędrowanie odeszło jakoś w zapomnienie. Ale do czasu.
W dobie Internetu ma się w zasięgu ręki praktycznie wszystko bez opuszczania domowych pieleszy. Atakuje nas, czy tego chcemy czy nie, tysiące stron. Ile w tym dobra, ile zła, nie mnie oceniać. Co chwila w poczcie elektronicznej odkrywamy najczęściej niechciane reklamy, zaproszenia itp. Czasami jednak wpadnie przypadkiem coś wartościowego. I tak właśnie było w moim przypadku. Napatoczyła mi się reklama Turystycznej Rodzinki, akcji promującej wspólne, rodzinne spędzanie czasu. Pomyślałem, czemu nie? Michał, moja pociecha, dorósł już na tyle, że krótkie kilkukilometrowe spacery nie powinny stanowić dużego problemu. Moja kochana żonka Ania też zapewne da radę. Trochę im poopowiadałem jak może być na takich wyprawach i ile ciekawych rzeczy można zobaczyć. No i najważniejsze, takie wędrówki to przecież wspaniałe chwile bycia razem i wspólne cieszenie się nadciągającą przygodą. Przynajmniej z założeniaJ.
Dlaczego o tym piszę? Powód zupełnie pewnie prozaiczny: żeby utrwalić szczegóły, które tak szybko uciekają z naszej pamięci. Opisać przebyte trasy, nasze małe przygódki i odskocznie od dnia codziennego. Utrwalić to, co przecież zmienia się z każdym dniem, miesiącem, rokiem. Wystarczy przejść się leśnym duktem po kilku zaledwie miesiącach aby dostrzec wyraźne zmiany. Po kilku latach dane miejsce zmienia się niemiłosiernie i wszystko wygląda inaczej. A dzięki takim jak te wypocinom można w każdej chwili wrócić do zatartych czasem wspomnień i miejsc i na nowo odkryć ich blask. I choć zapewne będą i tu liczne luki i braki, zawsze lepsze to niż nic.
Będę opisywał tu zatem nasze wspólnie przeżyte odcinki polskich dróg i szlaków. Ale nie tylko. Znajdą się tu także opisy miejsc, w których wspólnie chcielibyśmy się jeszcze znaleźć. A jak już się uda nam tam kiedyś dotrzeć (mam nadzieję) będzie można skonfrontować nasze wyobrażenia z rzeczywistością. I to też powinno być fajne.
Nie liczę na to, że ktoś oprócz mnie i moich najbliższych będzie to czytał. Mimo to będę zamieszczał tu także swoje uwagi odnośnie przeznaczonych do wędrówki tras. Wiemy bowiem już z własnej autopsji, że wybierając się na szlak warto mieć na jego temat mocne, rzetelne informacje. Chociażby po to, żeby w połowie marszu nie usiąść i nie zapłakać bo szlak się nagle urwał i trzeba wracać. Bo gąszcz drzew czy nagle wyrosłe pod nogami bajorko nie pozwalają pójść dalej. Bo złe, przestarzałe oznaczenia (jakże niestety częste) wywiodły nas na manowce. A tu słońce co raz szybciej znika za horyzontem. I jesteśmy już zmęczeni. I robimy się podenerwowani. I głodni. I spragnieni, a zapasy już się wyczerpały. I co teraz robić? No właśnie… Dlatego właśnie jeżeli ktoś, zapewne czystym przypadkiem, natknie się na tegoż bloga i postanowi wypróbować którąś z naszych ścieżek i przejdzie ją dzięki naszym informacją bezpiecznie i przyjemnie będzie mi bardzo, ale to bardzo miło. Jeżeli zachęcę kogoś do pieszych wędrówek po chociażby swojej najbliższej okolicy będę szczęśliwi. A jeżeli będą to wspólne, rodzinne czy koleżeńskie wyprawy to będzie to już mój prawdziwy sukces.
I to tyle słowem wstępu…